Jezioro Lipczyno Wielkie, okolice Miastka, czyli Kaszuby zachodnie. Cel podróży tym razem nakreśliły nasze Panie. Jedziemy na grzyby. Znajdź nam jezioro z lasem. Gdzie tu szukać jezior z lasem na Kaszubach, jak tu same takie miejsca? Bez większego zastanawia wybieramy miejsce, dość oddalone od domu, bo 140 km, w tak zwanym trójkącie niebermudzkim, a kaszubskim, czyli między Chojnicami, Bytowem, a Miastkiem. Krążą tu legendy o tych, co poszli w las i znaleźli ukryte polany grzybów. Nie inaczej skusił nas ten mit, jak poszukiwaczy złotego pociągu, skusiły, okolice Wałbrzycha. I tak oto dojechaliśmy do ukrytego w lesie jeziora Lipczyno, w okolicy Żołna. Na miejsce dojechaliśmy o ostatnich promieniach słońca. Trzeba było w kilku miejscach poodginać parę gałęzi, żeby nie poszorować auta, ale tu nie było problemu, bo mamy kilka par rąk na pokładzie. Warto było, gdy kolejny raz udało nam się zaparkować w bezpośrednim sąsiedztwie jeziora, na polu z wiatami. Miejsce to raczej odradzam, tym co jadą z dłuższym ogonem. Raczej trudno tu zawrócić, zmotoryzowani na czterech kółkach nie będą mieli problemów. Ranek przywitał nas zimową temperaturą i mgłą kładącą się nad jeziorem. Słychać było tylko ptaki: gdzieś zastuka dzięcioł, pohałasuje trzciniak, załopocze perkoz. Woda w jezierze przejrzysta tak, że nasz Russel, widząc przepływającą ławicę płoci, postanawia zapolować. W kontakcie z zimną wodą, szybko traci jednak ochotę a rybkę. Dla takich chwil warto było porzucić ciepłe łóżeczko. Niezadługo po mnie, dołącza Agatka i ruszamy na krótki spacer z „psiuszami” w las. Nieprzygotowani odnajdujemy jedną z legendarnych polan grzybowych, tuż za rogiem. Moja kurtka zastępuje koszyk, który szybko zapełniamy podgrzybkami i kilkoma prawusami. Nie marnując czasu wracamy do naszego obozu, jemy szybkie śniadanko i wyruszamy wszyscy w las. Jakbyśmy gwizdali przy każdym znalezionym grzybie, to straż leśna, mogła by nas zwinąć za zakłócanie porządku. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Przez chwilę poczuliśmy się jak w odległej Skandynawii, gdzie nikt nie zbiera grzybów. Powiedzenie emocje „jak na grzybach” ma inne znaczenie w takiej chwili. Bezproblemowo zapełniamy nasze pojemniki podgrzybkami i zadowoleni wracamy do obozowiska. Wieczór to już klasyka. Szef kuchni kempingowej serwuje nam grzyby w towarzystwie grillowanej karkówki, do późna w nocy grzejemy się przy ognisku… CDN 04
Bawaria – podsumowanie i trochę o karawaningu w Niemczech
W skrócie co było najlepsze i trochę moich przemyśleń o karawaningu. Podczas naszego wyjazdu do