Korynt i Riwiera Olimpijska, czyli zamykamy pętlę.

08lejny ranek nie przyniósł ochłodzenia na plaży Salanti. Spotykamy za to po raz pierwszy trzy polskie ekipy, jedną nam dość znaną z Gdyni. Fajnie jest zamienić słowo z krajanami, dzielącymi tą samą pasję, popatrzeć na ciekawe „patenty”, spędzić razem czas. Po śniadanku na plaży, idziemy zwiedzać ruiny, chyba najbardziej nowożytnego zabytku, do tej pory, a mianowicie hotelu dla nudystów, który stoi tu zamknięty od 1983 roku. Dziś niszczejący hotel Salanti w latach 70tych był ośrodkiem dla naturystów. Zjeżdżali się tu nudyści z całej Europy. Ten potężny kompleks był wyposażony we wszystkie możliwe luksusy tamtych czasów – baseny, korty tenisowe, a nawet amfiteatr. Pewnego dnia 1980 roku, na ten „All inclusive” z gołymi dupami w tle, przypływa łodziami, podburzona przez lokalny kościół i polityków, miejscowa ludność. Przeganiają brutalnie, pewnie kijami, klientów i ośrodek traci swoją renomę i najlepszych klientów. Hotel próbował później oferować usługi dla zwykłych turystów, ale zainteresowanie było małe i upadł. Już rok później lokalna ludność żałowała tego czynu, bo 160 osób straciło swoje miejsca pracy. Tą sytuację można odnieść do licznych zakazów, ogrodzeń, ekstremalnych opłat za parkowanie itp. stawianych w naszym polskim otoczeniu, w stosunku do turystów karawaningowych. W zasadzie, nie wiem dlaczego tak jest, że zabrania się ludziom obcować z przyrodą w jej podstawowej formie? Wprowadzając zakazy i ograniczenia miejscowa ludność, czasem bardziej sobie sama szkodzi niż chroni uroki przyrody. Koniec morału. Sącząc winko wieczorem, na plaży, w miłym towarzystwie odwiedzają nas niespodziewani goście. Podjeżdża do nas Policja. Patrol zwraca nam uwagę na szalejące dookoła pożary i prosi o nieużywanie otwartego ognia. Informują nas, że w sytuacji zagrożenia, powinniśmy się stosować do informacji, które otrzymamy telefonicznie przez alerty RCB. Sugerują, żebyśmy opuścili to miejsce następnego dnia. To już drugi raz, gdy mamy do czynienia z greckimi stróżami prawa. W obu przypadkach, traktowano nas bardzo rozsądnie. No cóż, nie chcąc kusić losu, opuszczamy następnego dnia to piękne miejsce, miłe towarzystwo i wyruszamy dalej na północ. Niestety nie udaje nam się znaleźć, niedaleko, godnego miejsca na postój i postanawiamy jechać na oddaloną o 300 km Riwierę Olimpijską. Za blisko Aten, równa się, zbyt wielu ludzi.
Jednym z naszych celi wyprawy był kanał Koryncki. Przekop zapoczątkowali rzymianie, na polecenie cesarza Nerona, jednakże przekopano go dopiero pod koniec XIX wieku. Kanał ma ponad 70 metrów wysokości , 21 metrów szerokości i ponad 8 metrów głębokości. 70 metrów wysokości to tyle co ma 28 piętrowy budynek, 8 metrów głębokości, to tyle samo co port w Gdyni. Praktycznie pionowe ściany przekopu robią, na żywo spore wrażenie.
Jako, że jest już po południu, a chcemy jeszcze przejechać ponad 300 km, postanawiamy jechać płatną autostradą. Za wygodną jazdę, musimy słono zapłacić, podróż z Aten kosztuje nas blisko 70 EUR!, ale za to szybciej ubywa kilometrów. Następnym razem pojedziemy przez Patras i góry. Jadąc widzimy efekty ostatnich pożarów. Widać ogromne chmury dymu, które snują się w mijanych górach i zalegają w dolinach. Słońce tego dnia zachodzi na krwisto czerwony kolor. Co ciekawe temperatura w tych miejscach, gdzie słońce było przysłonione przez dym, spada o jakieś 10 stopni. Nocą docieramy nad morze Egejskie, jeszcze tylko śpiewamy „choć na piwko na przeciwko… ” i z szumem fal, pod gwieździstym niebem, odpływamy w sen… CDN
Facebook Comments
Chwileczkę.... wczytuję mapę
Podziel się z innymi tym wpisem:
Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email
Najnowsze wpisy