Wieczorem, pokonując zawrotne 30 km, stajemy na południowym brzegu Wigier. Stanęliśmy jak zwykle na uboczu, z widokiem na jezioro.
Nam dzieciom lat 70tych, Wigry kojarzą się jedynie z marką rowerów Rometu, którymi szaleliśmy po osiedlach miast.
Wigierski Park Narodowy za sprawą pięknej przyrody zasługuje jednak na zdecydowanie większą uwagę. Brzegiem tego ultra czystego jeziora prowadzi półdzika ścieżka rowerowa. Jedzie się lasem, co jakiś czas po drewnianych kładkach przez pierwotny las. Na swojej trasie spotykamy niewielu turystów, generalnie cisza ,spokój i piękna przyroda.
Na uwagę zasługuje pomnik pamięci poległych w powstaniu styczniowym i zbiorowa mogiła z drugiej wojny światowej. Nie jest to nic okazałego, ale budzi refleksję w dzisiejszych czasach.
Wyruszając z naszej miejscówki mieliśmy w planach dojechać do Wigier ,ale na 12 kilometrze pokonały nas liczne pagórki i postanowiliśmy wracać. Ruselle szaleją z radości towarzysząc nam niestrudzenie obok rowerów. Połowę trasy pokonały dzielnie biegnąc, połowę w plecakach przytwierdzonych do rowerów. 20 kilometrów w terenie wystarcza, żeby się naprawdę zrelaksować.
Obiad jemy w Folwarku, niedaleko Suwałk. Restauracja poprawna , ale nie zapadnie szczególnie w pamięci kulinarnej. Po obiedzie jedziemy w kierunku Hańczy, najgłębszego jeziora Polski – 105 m. O tym jednak w następnej relacji…
Facebook Comments