Nie ma Grecji bez Arystotelii – czyli ostatnie dwa dni odpoczynku przed powrotem do Polski i mała dygresja motoryzacyjna.
Peloponez jest piękny ale trzeba z niego wrócić. To bez mała 700 kilometrów, które trzeba pokonać. Jak się ma czas to można stanąć sobie gdzieś po drodze i rozłożyć na kilka części tą podróz. My pojechaliśmy to na jeden raz.
W nagrodę dostaliśmy dwa dni odpoczynku w jednym z tych miejsc do których wracamy myślami w zimowe wieczory. Było wszystko co lubimy, kawa z przyjaciółmi, spacery po plaży, spokojne ciepłe morze i gra w karty. Nie ważne kto wygrał, tym razem totem przegranego otrzymałem ja .
Tu mała dygresja na temat greckiej motoryzacji. Muszę przyznać, że z każdym rokiem w Grecji przybywa nowoczesnych aut. W tym roku widziałem nawet kilka elektryków i ze dwie stacje ładowania. Ale nie to mnie fascynuje. Moją uwagę przykuły już jakiś czas temu pickupy. To one robią tu robotę i to nie takie wypasione ciężarówki jakie są powszechne w Kanadzie czy USA ale te małe „kajtki” sprzed często ponad 30 lat. Patrząc na te auta można zobaczyć jak bardzo przytyły współczesne samochody. Ci co byli i widzieli górskie drogi Grecji zrozumieją potęgę tych aut. Wjadą wszędzie, przewiozą beczkę z wodą, lodówkę, czy też towar do sklepu. Miną się wszędzie, a kolejne zadrapania nie robią większego wrażenia. Są Fiaty, Renaulty, Mazdy, Nissany ale królowa jest tylko jedna: Toyota Hilux. Mam wrażenie, że producenci aut produkowali je wyłącznie na ten rynek.
I tym akcentem kończę naszą tegoroczną podróż do Grecji. Mam nadzieję, że choć wirtualnie część z Was z nami tu była, a niektórzy niezdecydowani wybiorą się odkryć swoją Grecję.
Zapraszam wkrótce na podsumowanie…
Facebook Comments