W skrócie: przepływamy na Peloponez, robimy szybki pit stop kamperem, jedziemy na półwysep Mani (południe Peloponezu), odwiedzamy ciekawe historyczne miejsce – Vathia i wjeżdżamy na trzecią wyspę Elafonisos.
Wczesnym rankiem w poniedziałek stawiliśmy się w Sami na prom do Patras. Boarding przebiegł bezproblemowo, z zawracaniem na pokładzie promu. Podróż mija nam wyjątkowo komfortowo na grze w karty i przy smacznej kawie.
Po awarii opony drugiego dnia naszej podróży postanowiłem uzupełnić zapas i kupić pasujący lewarek. Po krótkich poszukiwaniach w Google wytypowałem w Patras serwis „Lambropoulos Panagiotis” do wymiany koła zapasowego. Okazało się, że to strzał w dziesiątkę. Po pięciu minutach opona Continental z zapasu była już wyważona i zamontowana na samochodzie, a na nowy zapas trafiła inna używka, która po przyjeździe do Polski i tak miała trafić na śmietnik. Cała operacja kosztowała nas 40 EUR. To niewielka cena za spokój. Myślę sobie, że gdyby Grecja miała swój zespół w F1, to Max Verstappen byłby mocno zagrożony. Jestem pewien, że Grecy i ich słynne „patenta” zawojowaliby ten sport i karbon przestałby istnieć w konstrukcji tych samochodów.
Patras, po Atenach i Salonikach, to trzecie co do wielkości miasto Grecji, położone na północnym Peloponezie. Znane jest z bogatej historii, która sięga starożytności, oraz z jednego z największych karnawałów w Europie, przyciągającego tłumy turystów co roku. Miasto posiada ważny port morski, który łączy Grecję z Włochami, co czyni je istotnym centrum komunikacyjnym i handlowym. W Patras znajduje się także imponujący most Rio-Antirrio, jeden z najdłuższych mostów wiszących na świecie, który łączy Peloponez z Grecją kontynentalną. Ponadto miasto jest siedzibą jednego z największych uniwersytetów w Grecji, co sprawia, że ma tętniące życiem środowisko akademickie.
Po dodatkowych zakupach i krótkiej przepierce w pralni publicznej wyruszamy na południe Peloponezu, na półwysep Mani. Za cel obieramy miejsce tuż przy jaskini Dirou, którą to zwiedzaliśmy już jakiś czas temu. Tym razem naszym celem jest Mani i Vathia.
Stajemy na spokojnej o tej porze roku plaży, całkiem niedaleko od wody, w towarzystwie Agnieszki i Łukasza z Radomia, których poznaliśmy dzięki naszym relacjom na FB. Miło spędzony czas i pełnia relaksu na plaży Dirou GPS (36,6419332, 22,3834443).
Tu dygresja na temat półwyspu Mani, który odgrywa ważną rolę w historii Grecji. „Mani” z greckiego oznacza „suchy”. Istotnie, półwysep jest górzysty, niedostępny i porośnięty ubogą roślinnością. Dominuje tu niedostępne klifowe wybrzeże, które w czasach antycznych było ważnym atutem obronnym. Manici to potomkowie starożytnych Spartan, którzy zamieszkiwali te tereny w czasach antycznych. Półwysep ten nigdy nie został zdobyty, nawet Osmanowie nie dali rady „suchym” Spartanom i region ten cieszył się dużą autonomią. Charakterystyczne dla tego regionu są domy przypominające wieże, które były małymi fortecami, chroniącymi przed najazdami zewnętrznymi oraz przed konfliktami między rodzinami i klanami. Do dziś dnia większość domów na tym terenie zachowuje ten styl. Najsłynniejszym miejscem jest jednak Vathi. Tu zachowała się nietknięta cała wioska. Wstęp do zwiedzania jest bezpłatny, warto dotrzeć rano, kiedy nie ma innych turystów i przejść się wąskimi uliczkami między wieżami. Dla mnie, malkontenta wszelakich ruin, po Monemvazji to jeden z najlepszych zabytków Grecji, jaki widziałem.
Za następny cel obieramy Elafonisos – małą wyspę przy południowym wybrzeżu Peloponezu. Stajemy na dziko przy jednej z najpiękniejszych plaż na świecie, plaży Simos, ale … o tym już w następnym poście…
Plaża Simos (36,4682669, 22,9822743)
Facebook Comments