Na Riwierze Olimpijskiej tym razem nie zabawiliśmy zbyt długo choć wyglądało, że tak może być, gdy nasza „Nysa” zagłębiła swoje przednie koła w piasku plażowym głębiej niż bym chciał. Takie są skutki parkowania po ciemku. Nie przejęliśmy się tym jednak zbytnio, bo oprócz kantówki w płynie („za wyciągnięcie”) wyposażyłem naszego kampera, za radą Michała, w offroadową linę kinetyczną i dwie pokaźne szekle. Dzięki uprzejmości jednego z napotkanych plażowiczów, leciwy Hilux bezproblemowo poradził sobie z wyciągnięciem naszego wieloryba z piasku.
I tu słowo o motoryzacji w Grecji. Jak pisałem wcześniej, drogi w Grecji generalnie są bardzo dobrej jakości, jednakże jak widać na jednym z załączonych zdjęć, na terytorium tego kraju dominują góry. Sithonia to jedynie przedsmak tego, co można spotkać w górach Evii, czy Peloponezu. Tam gdzie to możliwe drogi są na tyle szerokie, że dwa auta bezproblemowo mogą się minąć. Schody zaczynają się we wioseczkach i małych miasteczkach, które były budowane kilkadziesiąt lat temu lub nawet dawniej. Drogi w tych miejscach mają nie rzadko nie więcej niż 2 i pół metra szerokości, klucząc między domami, często stromymi podjazdami. Kierowcy dają sobie jakoś tutaj radę przyklejając się w szerszych miejscach do domów. Gorzej jest gdy podróżuje się domem na kołach, który jest ponad 3 metry wysoki i 2,30 szeroki. Zdarza się, że krew się może zagotować ale zawsze znajdzie się wyjście z sytuacji. Podróżując już kilka razy po Grecji, potrafimy już wyczuć takie problemy z wyprzedzeniem ale czasem niestety nie ma wyjścia i musimy się przeciskać, wzbudzając zdziwienie i niejednokrotnie irytację. Zastanawiacie jak Ci ludzie dają sobie radę na co dzień. Ano bardzo prosto, mają auta z poprzedniej epoki, które kiedyś były dużo mniejsze, acz bardzo solidne, że do dziś dnia są eksploatowane. Dla przykładu taki Hilux z 89-go roku nie jest napompowanym, na sterydach amerykańskim Dodgem Ramem, a autem o wielkości współczesnej Toyoty Yaris. Z tego względu takie auta jak mijają się na ciasnych ulicach miasteczek, to ich kierowcy tylko zdejmują lekko nogę z gazu podczas mijanki. Nie mogę sobie wyobrazić jak Ci ludzie dadzą sobie radę za kilka lat kiedy zabraknie tych wspaniałych, niezniszczalnych Hiluxów, Datsunów czy Isuzu. Eurokratyczna wizja zero emisyjnego transportu nie ma tu szans na powodzenie.
Tradycyjnie na koniec naszej wyprawy udajemy się w kierunku Sithoni, na plażę niedaleko Gomati. Maria i Costa, którzy latem tu mieszkają w ogrodzie oliwnym, witają nas serdecznie. Uwielbiam słodkości wypiekane przez gospodynię z sera, które podaje się z lokalnym miodem i cynamonem. Grecka kawa, zaparzana w ogrodzie ma wyjątkowy smak.Pogoda w północnej Grecji jest bardziej łaskawa niż na Peloponezie. Przyszło ochłodzenie, nawet pojawiły się chmury i termometr, w ciągu dnia, pokazuje niesamowite 34 stopnie, żeby w nocy zejść do zawrotnych 23. Normalnie na wschód słońca zakładam bluzę dresową.
Przy okazji pobytu w Arystotelii, udajemy się do niedaleko położonego ierissos na obiad. Przypadkiem odkrywam kolejne nieoczywiste miejsce, którym jest … stocznia rodzinna Ginnakisa Nikolasa. Nigdy wcześniej nie widziałem jak buduje się statki drewniane. Tu w zasadzie na plaży powstają imponujących rozmiarów statki z drewna. W stoczni/warsztacie dla odmiany pachnie sosną, a nie spawaną stalą i rozpuszczalnikami… Stocznia tą wykorzystuje tradycyjne techniki wywodzące się z wielowiekowej historii Grecji. Do dziś budowane tu statki wykonywane są przy użyciu tradycyjnych materiałów i narzędzi, bez użycia nowoczesnych technologii. Jak będziecie w okolicy warto obejrzeć ten unikalny warsztat.
Niestety, już jutro, przez Bułgarię, Serbię, Węgry i Słowację ruszamy do Polski i przyjdzie podsumować ten kolejny wyjazd.
Plaża Gomati:
Jestem tutaj: 40°20.6140’N 23°47.4690’E http://maps.google.com/maps?q=40.34357%2C23.79117
Facebook Comments