Opuszczamy Bułgarię i jedziemy do Grecji. 400 km, 6 godzin jazdy i 2 godziny postoju na granicy. Po przejechaniu granicy mamy wrażenie jakbyśmy przenieśli się nie tylko w przestrzeni ale i w czasie o jakieś 20 lat do przodu – szerokie gładkie drogi, piękne krajobrazy. Stajemy 50 km od granicy na plaży. Woda jak dotąd najcieplejsza. Na dzikiej plaży mamy wszystkie potrzebne wygody – tak to Grecja!
Po krótkim plażingu niebo nagle ciemnieje, zaczyna walić i przychodzi biały szkwał. Ratujemy co się da i tylko dzięki zaangażowaniu wszystkich mamy jeszcze przedsionek. Po burzy wiatr ustaje, a nasze obozowisko przypomina koczowisko bezdomnych. Cóż na takie przygody też trzeba być gotowym. Następny dzień w kratkę, nie tego się spodziewaliśmy na południu startego kontynentu. Całe szczęście, że temperatury ciągle przyzwoite. Jutro przeniesiemy się dalej w kierunku zachodu…