Opuszczamy nadwiślański region malaryczny. Dlaczego malaryczny, czegoś takiego nie doświadczyliśmy, jak długo podróżujemy. Jedzą żywcem i nawet sprawdzone środki na komary tropikalne, działają przez maksimum godzinę. I tu rada do wszystkich jadących na wschód, lub południe – zabezpieczajcie się! I nie mam tutaj na myśli tylko tego co oczywiste, hihi. I tak bez przystanków jedziemy na Kaszuby, żeby spędzić ostatnie dni urlopu w ciszy i spokoju. Tym razem wybieramy kanion A2, a później A1 na drogę powrotną. Kanion, bo jadąc autostradą odgrodzeni ekranami akustycznymi dookoła, czujemy się jak w kanionie, tylko gór dookoła brak i widoki nijakie. Sto razy wolimy boczne lokalne drogi gdzie czuć polskie klimaty. W poszukiwaniu miejsca na nocleg przyjeżdżamy w okolicę Rytla. Pierwszy raz po pamiętnej nawałnicy odwiedzamy ten rejon. Widok szokuje bardziej niż w okolicy Sulęczyna. Zamiast lasu są puste przestrzenie, sterty drewna w tartakach i okolicznych składach. Jarek mowi, że pamiętna, godzinna nawałnica, położyła dwa miliony metrów sześciennych drzewa. Pozostał zaiste księżycowy krajobraz. Po bez mała siedmiu godzinach dojeżdżamy do Olpucha. Zjadamy świeżą rybę w lokalnym barze Drewutnia, który warto odwiedzić (polecam troć) i lądujemy w lesie nad jeziorem. Znów jest ognisko, wino, pyszny bobik, pachnie jezioro, nie ma komarów i jest prawdziwe kaszubskie morsowanie…
Jestem tutaj: 53°58.2480’N 18°2.0810’E http://maps.google.com/maps?q=53.97081%2C18.0347
Facebook Comments