W skrócie pierwszy stop na Thesos okazał się być ostatnim i po okrążeniu wyspy wracamy na stały ląd. Powiem kilka słów o greckiej kuchni.
Motto naszych majowych wyjazdów to, jest móc ale nie musieć. I tak było i w tym wypadku. Miejsce w, którym stanęliśmy okazało się na tyle fajne, że postanowiliśmy zostać na nim o dzień dłużej i pocieszyć się grecką plażą. Było to, o co nam chodzi w takich wyjazdach, czyli trochę słońca, wspólne przebywanie, długie spacery, planszówki, karty, jak również romantyczne wieczory. Cóż chcieć więcej. Warto tu przyjeżdżać choćby po te chwile, gdy jesteśmy wszyscy razem nie zaganiani w codzienności.
Co zaskakuje nas w tym roku, to pogoda. Napotkani Grecy mówią, że nie pamiętają takiej od dawna. Dominuje umiarkowane zachmurzenie, zdarza się, że pokropi. Muszę przyznać, że to bardzo nietypowe. Zwykle o tej porze roku, we wschodniej Grecji, jest „pełna lampa” i temperatury rzędu 28 stopni, w nocy spadające do 20. Ja nie narzekam bo dla mnie to ideał, choć przez to woda w morzu nie zdążyła się jeszcze nagrzać i ma tyle, co Bałtyk latem, czyli w okolicy 20 stopni. W poprzednich latach była zdecydowanie cieplejsza albo my przebywaliśmy na bardziej zamkniętych akwenach.
Rankiem trzeciego dnia włączyła nam się szwędająca i postanawiamy wyruszyć dalej – dookoła wyspy. Po drodze sprawdzamy wytypowane wstępnie miejscówki na postój.
Na wyspie Thesos dominuje strome, skaliste wybrzeże. W zasadzie wszystkie dostępne zatoczki, gdzie prowadzą drogi asfaltowe, są zagospodarowane – znajdują się w nich albo apartamentowce albo hotele. Wytypowaliśmy nawet jedno miejsce, gdzie od biedy można by stanąć na krańcu plaży obok hotelu ale jak się zatrzymaliśmy i poszliśmy przejść to tylko popatrzyliśmy sobie w oczy i już było jasne, trzeba się wykąpać i … jechać dalej.
Kiedyś już wspominałem, że czasem sama jazda i widoki są celem samym w sobie. Nie inaczej jest tym razem. Przejeżdżając klifowym wybrzeżem w dole widzimy turkus zatoczek morza Trackiego. Po drodze znajdujemy dwie urokliwe zatoczki ale nie mam tyle odwagi, żeby zjechać tą ponad trzy i pół tonową alkową w dół nieutwardzonej drogi, o średniej jakości. Moglibyśmy tam po prostu zostać na dłużej niż byśmy chcieli .
Koniec, końców decydujemy się opuścić wyspę i noc spędzamy na plaży, 500 metrów od przystani promowej, w towarzystwie hałaśliwych Bułgarów. Znów nie jesteśmy przesadnie daleko od wody…na pięknej piaszczystej plaży rodem z polskich Dębek.
Innym celem wyjazdów jest grecka kuchnia. Jaka jest? Jest bardzo prosta, raczej surowa w przyprawy, bazująca na świeżych produktach. Jakby ktoś mnie zapytał z czego słynie Grecka kuchnia, to na pierwszym miejscu powiedziałbym z serów, jagnięciny i owoców morza. W zasadzie w każdym sklepie można znaleźć bogactwo serów. Ich wyjątkowy charakter zawdzięczają wypasowi kóz owiec, który odbywa się na górskich obszarach, bogatych w liczne zioła. My uwielbiamy te, które podaje się na gorąco przypieczone na patelni, przyprószone oregano lub czarnuszką. Jeśli chodzi o jagnięcinę, to ją spotkać głównie w restauracjach w górach. Jagnięcina podawana jest letnia. Przygotowuje ją gotując w niskiej temperaturze przez 12- 16 godzin. Mięso jest delikatne i pachnące górskimi ziołami. Na wybrzeżu natomiast, jak w wielu innych krajach, dominują owoce morza, przygotowywane pod turystów. Można wszystkie klasyczne przysmaki od sardynek, kalmarów, ryb po ośmiornice. Są one zwykle przyrządzane prosto na grillu lub na oleju. Z typowo greckich dań jakie warto spróbować to: gyros pachnący ziołami, Musaka – zapiekanka warzywna podawana na gorąco. Na greckim stole nie może zabraknąć greckiej sałatki, która za sprawą warzyw dojrzewających na „prawdziwym” słońcu, pysznej oliwie ma wyjątkowy smak.
Kończę już, bo czas jechać dalej…
Facebook Comments