W skrócie, pierwsze wrażenia z Kefalonii, kilka przemyśleń o podróżowaniu i kolejna piękna miejscówka na dziko.
Po kolejnej spokojnej nocy postanowiliśmy opuścić Lefkadę i przeprawić się na niedaleko położoną Kefalonię. Zapobiegawczo rezerwację miejsca na promie zrobiłem dzień wcześniej online na stronie armatora. (westferry.gr) O tej porze roku nie jest to jeszcze konieczne, ale lepiej nie ryzykować. Od połowy czerwca prom na Kefalonię odpływa trzy razy dziennie z miejscowości Vasiliki. Rejs trwa około godziny. Bezproblemowo dojeżdżamy na terminal niecałą godzinę przed podróżą i zgodnie z planem parkujemy na wstecznym na otwartym pokładzie niewielkiego promu, pośród dwóch innych kamperów i samochodów osobowych. Za tę przyjemność trzeba zapłacić 80 EUR + 11 EUR za każdą osobę dorosłą. Wypływamy z portu na otwarte morze i długa fala Morza Śródziemnego zaczyna kołysać łajbą sennie.
Ani się obejrzeliśmy, jak dotarliśmy na drugi brzeg. Trudno nam się zdecydować, gdzie jechać na pierwszy postój. Po zatłoczonej Lefkadzie, z drogami przyprawiającymi niejednokrotnie o szybkie bicie serca, decyzję zmieniamy kilka razy po drodze. Jako że przez wyspę prowadzi jedna droga z północy na południe, wybieramy jeden z najbliższych przystanków z dobrym dojazdem, jaki wytypowałem na P4N: Agia Kiriaki.
Pierwsze wrażenia – jak tu pusto! Wreszcie jest to, do czego przyzwyczailiśmy się podczas podróży po Peloponezie. Na drogach spotykamy głównie auta z wypożyczalni na greckich numerach lub wypasione merce na taksówkach. Myślę sobie, że to dobry znak i tym razem się nie mylę…
Przemierzając różne strony, sama podróż jest dla nas celem samym w sobie. Zwykle widoki za oknami cieszą oczy bardziej niż wyszukane atrakcje. A to kozy pasące się gdzieś na niedostępnych zboczach, a to zwykli ludzie, których mijamy, a to piękne krajobrazy. Nie wszystkie wrażenia można przekazać na zdjęciu lub filmie. To ta ciekawość pcha nas każdego dnia dalej i dalej. Każdy z nas ma gdzieś pod powiekami zachowane najpiękniejsze widoki, które sobie przypomina zimową porą i chce do nich wrócić. Muszę przyznać, że mam ich kilka, ale po dzisiejszym dniu będę miał ich więcej z Kefalonii.
Nadmorska droga prowadząca na południe wyspy szokuje. Jest jak z nierealnego snu. Szacunek dla tych, którzy ją wybudowali. Droga prowadzi przez góry, klifowym wybrzeżem nad białymi plażami, omywanymi turkusowymi wodami. Wije się wzdłuż skalnego wybrzeża, wznosi i opada. Nie chce się wierzyć, że to, co za oknami, to nie efekt jakiegoś „Photoshopa”. Co zakręt, to jakieś miejsce postojowe, bo inaczej droga byłaby nieprzejezdna i nie nadążano by tu z usuwaniem wraków na dole klifów…
I tak oto nasza nawigacja „Tomek” wprowadza nas na zamknięty odcinek drogi. W ostatniej chwili widzę tablicę informacyjną, że droga jest zamknięta. Kolejna zmiana planów? Przełączam na starą dobrą „Izabelę” (Google) i widzę, że ona wie, że nie ma przejazdu… i z 10 km robi się 42! No cóż, myślę, zimny browar musi poczekać o godzinę dłużej w lodówce.
Koniec końców dojeżdżamy do schowanej w skałach zatoczki Agia Kiriaki. Woda w morzu ma temperaturę idealną, myślę, że jakieś 27 stopni. Plaża ta jest schowana pośród klifowego wybrzeża w kierunku północnym. Z tego względu słońce dociera tu dużo później i można zdecydowanie dłużej pospać…
Stajemy na parkingu z widokiem przy barze plażowym za drobną opłatą (12 EUR). W tej cenie jest wszystko, co oferują niektóre kempingi: piękna plaża z turkusowymi wodami, restauracja, toalety, słodka woda, kosze na śmieci i święty spokój…
GPS: 38.310602, 20.489402
Facebook Comments